Freud w jednej ze swoich książek (1937, „Analysis Terminable and Interminable”) w sposób następujący opisywał istotę relacji psychoterapeutycznej: „We must not forget that the analytic relationship is based on a love of truth – that is, on a recognition of reality – and that it precludes any kind of sham or deceit” [nie wolno nam zapominać, że relacja analityczna opiera się na umiłowaniu prawdy – to znaczy na przyjęciu/uznaniu rzeczywistości – oraz że wyklucza ono jakiegokolwiek kłamstwo czy oszustwo].
Jestem głęboko przekonana o tym, że pisanie nie powinno być zależne od natchnienia, raczej, musi ono stać się nawykiem. Dlatego obiecałam sobie, że będę pisać i w ogóle tworzyć jak najczęściej, nieważne, czy będą to teksty do opowiadania, czy ilustracje, których wykonywanie umożliwia mi zastanowienie się nad niektórymi motywami, czy też zwykłe, krótkie notatki na temat tego, o czym sobie danego dnia myślałam, a co jest częścią tego, co pewnie z przesadnym brakiem skromności mogłabym określić jako proces twórczy.
Piszę o mitach i mitologii, o religiach, archetypach i podświadomości, dlatego będę pisać również o snach. W tym celu kupiłam książkę „Człowiek i jego symbole” Carla Gustawa Junga. Sporo przeczytałam o samym Jungu, jednak nie czytałam nigdy jego książek. Ciężko mi jest się przez nią przedzierać, ponieważ podczas wielu lat studiów poznałam większość jego głównych założeń i najważniejsze idee są mi znane. Mimo to znalazłam tam fragment, który bardzo mnie zaciekawił i chociażby dla niego warto było kupić tę książkę.
Wiele razy pisałam na tym blogu o tym, że brakuje na naszym rynku wydawniczym książek poświęconych mitologii nordyckiej. Wprawdzie mamy naprawdę dobre opracowanie Leszka Słupeckiego, które może służyć za przystępne, a jednocześnie wyczerpujące wprowadzenie dla niespecjalistów, są też teksty Stanisława Piekarczyka czy artykuły Leszka Gardeły (dla osób nieco bardziej zaawansowanych), jednak wciąż nie powstało żadne nowe, rzetelne tłumaczenie samych mitologicznych tekstów, ani nawet nowoczesna i kompletna, zbeletryzowana ich wersja. Więcej, do tej pory nie spotkałam również anglojęzycznych książek godnych polecenia (a ostatnia wersja Gaimana ogromnie mnie rozczarowała). Oczywiście, jestem niesprawiedliwa, mamy jakieś opowieści o mitologii nordyckiej, jednak wciąż nie ma na rynku wydawniczym książki, którą ja chciałabym przeczytać, lub takiej, którą mogłabym komuś szczerze polecić.
Dlatego, kiedy skontaktował się ze mną Marek Mandziński z kickstarterowego projektu „Mity i legendy nordyckie bez cenzury” i przedstawił mi swoją propozycję, nie mogłam odmówić. W ramach naszej współpracy będę autorką scenariusza, opracowań oraz dialogów do mitologicznej serii komiksowej.
Seria została zaplanowana na około dwadzieścia zeszytów, opowiadających najważniejsze mity dawnych Skandynawów. W każdym numerze znajdzie się miejsce na opisy, tłumaczenia oraz eseje, dotyczące poszczególnych opowieści, wszystko to ilustrowane w kolorze, w nieocenzurowanej, nieugrzecznionej, nieuproszczonej wersji.
Niech żyje nauka, niech żyje psychoanaliza, niech żyją archeologia oraz literaturoznawstwo. Koniec z upupieniem kultury, niech żyje seks.
Pozwolę sobie zacząć omawianie kwestii gotowości percepcyjnej od przykładu, zaczerpniętego z własnego doświadczenia. Jakiś czas temu postanowiłam, że przestanę jeść słodycze. W niepojęty sposób, już od momentu, kiedy odmówiłam sobie pierwszej czekoladki cały świat zaczął dokuczać mi, przypominając o słodkich wafelkach i chrupiących biszkoptach. Każda przerwa na reklamę pokazywała uśmiechniętych ludzi, jedzących ciastka albo karmel, który rozlewa się po batoniku falami. Przechodnie nieśli rurki z kremem, lizali lody na spacerze w parku, gdy stałam w kolejce w kawiarni zamawiali szarlotki z podwójnym kremem. Gdy po raz kolejny w stołówce narzekałam głośno na to, że dzisiaj na obiad chyba wszyscy kupili sobie ptysie, usłyszałam od koleżanki, że to raptem trzy osoby i gdybym nie powiedziała o tym, ona pewnie nawet by tego nie zauważyła. Czy to możliwe, by dwóch obserwatorów widziało to samo, ale równocześnie coś zupełnie innego?
Związał też Prometeja o różnych pomysłach więzami nie do zerwania, ciężkimi, przy samym środku słupa, i wypuścił nań orła z rozpostartymi skrzydłami; ten mu wątrobę wyżera nieśmiertelną, a ona odrasta nocą – tyle, co w dzień zeżre ptak, trzepocąc skrzydłami
Hezjod „Teogonia”
„- Co sądzi pan o tych ranach na jej gardle?
– A co pan o nich sądzi?
– Nie przyjrzałem się jeszcze – odparłem i poluzowałem wstążkę.
Dokładnie nad zewnętrzną tętnicą szyjną znajdowały się dwie podobne do kropek ranki, niewielkie, ale nie o całkiem niewinnym wyglądzie. Brzegi były białe i bezkrwiste, niczym otarcia”
Bram Stoker „Dracula”
„Wbił mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił”
Franz Kafka „Proces”
„[król] wszedłszy do zamku, zobaczył swą żonę śpiącą na posłaniu w ramionach czarnego niewolnika. Kiedy to ujrzał, pociemniało mu w oczach(…). Przejął go wielki smutek, pobladł, a ciało ogarnęła słabość.”
Opowieść ramowa z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy
Według słownika medycznego rana jest naruszeniem ciągłości skóry, a często również głębszych tkanek lub narządów na skutek urazu, oparzenia lub podobnych im zdarzeń. Chociaż definicja nie mówi o tym wprost, ze stwierdzenia tego wynika, że w większości przypadków zranieniom towarzyszy pojawienie się krwi. Dla określenia takiego przypadku, w którym naturalne bariery organiczne czy mechanizmy obronne zostają przerwane przez siłę działającą z pewną gwałtownością, zarówno medycyna jak i psychologia zgodnie przyjęły termin „trauma”; wywodzące się z grecki słowo ma za swój źródłosłów człon „*tere-” oznaczający pocieranie, przekręcanie, a z niego z kolei wywiedzione zostały wyrazy takie jak skręcanie i przebijanie, co podkreśla jeszcze raptowność i moc zadawanych obrażeń.
„Co to jest żmut? Aleksander Walicki w książce Błędy nasze w mowie i piśmie ku szkodzie języka polskiego popełniane oraz prowincjonalizmy – korzystałem z trzeciego wydania: Kraków 1886 – powiada, że tego wyrazu, używanego tylko na Litwie, a koroniarzom nieznanego, nie da się zastąpić jakimś innym: „wyrazu, zupełnie temu odpowiedniego, w języku naszym nie posiadamy”. Żmut to bezładnie poplątane włosy, sznurki, tasiemki. Można by ewentualnie, zamiast o żmucie, mówić o splocie, ale Walicki uważa, że splot może być również spleciony ładnie i porządnie. „Żmut zaś musi być koniecznie bezładnie zbity”.(…)”
J.M. Rymkiewicz „Żmut„
Często zdarza się, że na jednej z pierwszych sesji terapeutycznych, gdy uzgodnione zostaną zasady kontraktu oraz cele wspólnej pracy, pacjent mówi „no dobrze, ale od czego mam zacząć?”
Jednym z tematów, który od zawsze interesował mnie w moich poszukiwaniach literackich była magia oraz i magiczne symbole. Pisałam o źródłach magii w eseju o magii i runach, a także w omówieniu książki J. L. Austina „How to do things with words” oraz w eseju o olbrzymach i olbrzymkach w mitologii nordyckiej. W tym tekście chciałabym zająć się wątkiem, który został ledwie zasygnalizowany w ostatniej z wymienionych prac, to znaczy o bliskiej relacji, w jakiej kobiety pozostają z magią. Słupecki w swojej książce „Mitologia skandynawska w epoce wikingów” tak odnosi się do kwestii władania magią w odniesieniu do kwestii płci: „Thor ma tę bardzo ludzką, a może wręcz męską cechę, że jego „magia” (mimo ogromnej siły fizycznej) nie tkwi w nim samym, ale w posiadanych przez niego narzędziach”. Z twierdzenia tego wynika, że, w przeciwieństwie do mężczyzn, kobiety nie potrzebują atrybutów, by władać magią. Oczywiście, na temat magii koiet można by było napisać monografię, dlatego do omówienia wybrałam jeden motyw, mianowicie, symbol kobiety trzymającej kielich oraz to, jak na przestrzeni wieków zmieniało się jego znaczenie.
…Lecz o umówionym czasie Loki wywiódł Idunn z Asgardu do pewnego lasu, mówiąc, że znalazł jabłka, które bardzo się jej spodobają i prosił, by wzięła ze sobą swoje po to, by je porównać z tamtymi. Wtedy pojawił się olbrzym Thjazi pod postacią orła, pochwycił Idunn i odleciał z nią do swojej siedziby. Gdy Idunn zniknęła bogowie stali się słabi, prędko osiwieli i postarzeli się. Asowie zwołali więc naradę i zapytywali siebie nawzajem o to, kto ostatni widział Idunn; po raz ostatni widziano ją, gdy wychodziła z Asgardu z Lokim. Wtedy Loki został zatrzymany i doprowadzony na naradę i grożono mu śmiercią lub torturami; kiedy już dobrze się przestraszył, obiecał, że przyprowadzi Idunn z powrotem z krainy olbrzymów. Przybrał postać sokoła i poleciał na północ; przybył do domu Thjaziego, gdy ten wypłynął na morze, a Idunn była sama: Loki zamienił ją w mały orzech, złapał w pazury i odleciał tak szybko, jak mógł. Lecz gdy Thjazi wrócił i zauważył brak Idunn, zamienił się w orła i pofrunął za Lokim, czyniąc skrzydłami wielki hałas. Ale gdy Asowie zobaczyli sokoła z orzechem, oraz lecącego orła, wyszli przed mury Asgardu, zabierając ze sobą wiązki wiór i trocin. Kiedy tylko sokół wleciał do twierdzy, opadł przy ścianie; wtedy Asowie podłożyli ogień pod trociny, a orzeł nie dał rady się zatrzymać: jego pióra zajęły od ognia i nie mógł lecieć dalej. Asowie byli już przy nim i zabili olbrzyma Thjaziego pod murami Asgardu, a mord ten stał się bardzo sławny.
Baśń o Księciu Lindwormie jest jedną z historii, omawianych przez Kalscheda (2014), w książce „wewnętrzny świat traumy: archetypowe obrony jaźni”. Tym, co identyfikuje on jako terapeutyczny aspekt baśni, jest doświadczenie numinotyczne. Numinosum nazywane tak za Rudolfem Otto to inaczej spotkanie z Mysterium tremendum et fascinans.
Misterium,czyli tajemnica, od greckiego „mysterion” pokrewnego do „myein”, z którego następnie wzięło się polskie „mutyzm” dla nazwania dysfunkcji, w której chory pozbawiony zostaje mowy. Misterium jest cudownym ukazaniem, którego doświadczamy milcząc, gdyż jest ono tremendum „straszliwe” i zarazem fascinans, „cudowne”. Eigen (1995) pisze: „Nasze religie i psychoterapie dostarczają nam wiedzy o tym, jak niewyobrażalne agonie mogą być przetwarzane i być może również niewyobrażalne radości. Sztuka czy literatura jest czasem w stanie zawrzeć agonię-ekstazę życia w chwilowym tryumfie. Dobre poematy są jak lekarstwa dające przestrzeń do doświadczenia transformacji na przestrzeni życia. Istnieją momenty przetwarzania doświadczenia, drgnienie i tajemnice nadające życiu znaczenie. Uważam jednak, że te estetyczne i religijne produkty czerpią część swojej mocy z momentów załamania, które są w nich obecne”.
Istnieje bliska relacja pomiędzy numinosum, a traumą, nieraz rozumianej jako przerwanie ciągłości osobistej narracji. Z drugiej strony doświadczenie numinosum poprzez fizycznie bezkonsekwencjonalne obcowanie z baśnią może być tym, co przywróci światu wewnętrznych przeżyć jedność. Historia o smoku czy też wężu Lindwormie stanowi przykład opowieści o traumie, następującej w jej wyniku dysocjacji oraz o potrzebie wewnętrznej integracji.