Czesław Znamierowski „Oceny i normy”

IMAG0142

Zachęcona bardzo ciekawym spisem treści (rozdział XIV: „działanie i czyn”: akt woli, analiza namysłu, rodzaje namysłu; rozdział XV: „decyzja”: wybór, motyw, zamiar, wymiar słowny decyzji) zabrałam się do lektury „ocen i norm” z wielkim entuzjazmem. Nawet zaczęłam od „przedmowy”!  Jednak już w połowie drugiego czy trzeciego rozdziału zrozumiałam, że ta publikacja zrujnuje mój plan czytania jednej książki w tygodniu.

Tak naprawdę to do tej nie udało mi się jeszcze wprowadzić tego planu w życie. Po prostu tym razem porażka była totalna i dużo bardziej dotkliwa. Nigdy nie myślałam o sobie jako o kimś sumiennym czy zdolnym do ciężkiej pracy. Mimo to w chwilach zwątpienia, zazwyczaj wtedy, kiedy wady te zagrażały moim przedsięwzięciom lubiłam pocieszać się myślą, że nadrabiam poniekąd bystrością. Tymczasem lektura „ocen i norm” – a raczej jej trud – zweryfikował boleśnie i ten sąd w służbie mojego ego.

Może jestem po części usprawiedliwiona? W końcu połowę ostatniego miesiąca przeleżałam chora w łóżku, a „oceny i normy” na pewno nie nadają się do czytania na leżąco.

Mam wrażenie, że książki można podzielić na dwie grupy: do pierwszej należą te, z których dowiadujemy się konkretnych rzeczy. Na przykład: czemu krwią pieczętowano umowy? Dlaczego kwiaty w niektórych kulturach kojarzą się ludziom z krwią? Niezależnie od tego, jak bardzo zła była akurat ta książka, przeczytałam ją i znam teraz odpowiedzi na te pytania. A nawet, jeśli nie wszystko zapamiętałam, lub (co bardzo prawdopodobne) zapomnę część z czasem, to przynajmniej będę wiedziała, gdzie szukać. W ten sam sposób dowiedziałam się o milionach rzeczy, z wiedzy o których nie zdaję sobie nawet sprawy przez większość czasu. Znaczy aż do momentu, gdy ktoś nie zapyta o nie lub nie wspomni ich w rozmowie. (Albo tuż przed snem jakiś złośliwy, wewnętrzny głos nie zada mi bardzo pilnego i wziętego z dupy – jak na taki moment i okoliczności – pytania o to jak tam dalej było z tym… Tymiankiem. Ciało nasze jest ogrodem, w którym dusza nasza jest ogrodnikiem. Czy będziemy hodowali jeden rodzaj ziół lub oddamy go wielu różnym odmianom, czy będziemy pielęgnowali hyzop, a plewili tymianek… Coś tam. Co dalej? Obudź się. Obudź się i sprawdź to natychmiast!)

Oprócz tego istnieją jeszcze takie książki które, można mieć wrażenie, nie zwiększają w sposób widoczny naszej wiedzy. Oczywiście, Znamierowski mówi w „ocenach i normach” wiele ważnych rzeczy. Bardzo spodobał mi się miniaturowy wykład o tym, czym jest następstwo zdarzeń: czy jeśli nacisnę włącznik światła, to następstwem tego zdarzenia jest to, że został on przełączony, czy może to, że w pokoju pali się teraz światło? Czy skutkiem zdarzenia może być stan rzeczy? Nie, mówi Znamierowski. Skutkiem zdarzenia (wciśnięcia przycisku) może być wyłącznie inne zdarzenie (przycisk zmienia pozycję). Stan rzeczy nie jest ściśle rzecz biorąc skutkiem, a jedynie jednym z elementów descendencji zdarzeń.

W tym momencie przypomniało mi się jedno ze spotkań na seminarium magisterskim, podczas którego mówiliśmy o plotce, kłamstwie i komunikacji. Nasz promotor zapytał nas, czy słuchaliśmy kiedyś o czym rozmawiają ludzie. Nie, nie tak, jak my sobie teraz rozmawiamy, kiedy szukamy odpowiedzi na pytania czym jest komunikacja. Mam na myśli rozmowy w barze, w kawiarni czy na imprezie, gdy wszyscy są już pijani. Słuchaliście państwo kiedyś? „Hej, co? No co tam? A wiesz… Tego… Aha, no, to tego… Także ten… No… To hej…”. Bełkot. Rozmowa spełnia funkcję podobną, jak dotyk. To wymiana nic nie znaczących dźwięków, służąca synchronizacji i podtrzymaniu kontaktu.

Mnie też zdarza się mówić w ten sposób i pewnie nie tylko wtedy, kiedy jestem pijana. A zgodnie z tym, co twierdzi mój profesor prawdopodobne, że mówię tak przez większość czasu. Nawet przeczytanie Znamierowskiego nie zmieniło mnie na tyle, żebym wypowiadała wyłącznie znaczące zdania. Nie zamierzam też wstać od stołu i wyjść, gdy przy obiedzie ktoś pomyli skutek z descendencją zdarzeń. Nie to jest dla mnie ważne.

Ważne, żebym w tych sytuacjach, w których zależy mi, aby powiedzieć określoną rzecz umiała to zrobić.

Dlatego, kiedy przeczytałam „oceny i normy” zrozumiałam, że jest to książka, której szukałam przez te wszystkie lata, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nic nie szkodzi że ukończenie jej zajęło mi ponad miesiąc i że przy okazji wyszło na jaw, że nie jestem tak zmyślna, jak mi się wydawało. Bycie bystrym to nie wszystko. Ta książka uczy porządkować myśli i je komunikować. Jej Autor wie, jak używać słów. Nie jako dźwięków, które służą podtrzymaniu kontaktu – lecz jak wypowiadać je intencjonalnie i tak, by były skuteczne. A to mnie kręci.

mysle-co-mowie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: