Mity, baśnie i psychologia narracji

Jako dziecko byłam prawdziwym utrapieniem dla swoich rodziców. Nie zasnęłam spokojnie, jeśli tata nie poczytał mi przynajmniej jednego rozdziału książki, a z czasem książki stawały się coraz grubsze. Do tego lubiłam, gdy czytano mi ciągle to samo i pilnowałam, by żaden szczegół nie został pominięty: Tato, opuściłeś kawałek o kamieniach. Włożyli mu do brzucha kamienie i wrzucili go do studni. Przeczytaj to jeszcze raz, tak, jak było!

Kiedy miałam cztery lata zdążyłam już wysłuchać trzy razy zbeletryzowanej wersji mitologii greckiej Parandowskiego i nie rozumiałam, czemu żadne dziecko w przedszkolu nie chce się ze mną bawić w Kronosa albo w Prometeusza. Wybawieniem dla rodziców okazały się kasety z nagraniami baśni, które mogłam obracać ze strony A na B, przewijać do ulubionych momentów i puszczać milion razy.

Istnieje teoria, według której dzieci uwielbiają słuchać tego samego w kółko, ponieważ dopiero uczą się świata; kiedy wszystko wokół wydaje się nowe i nieprzewidywalne, to samo zakończenie historii daje im poczucie bezpieczeństwa. Uważam, że to totalna bzdura. Przecież w dorosłym życiu również wybieramy swoje ulubione opowieści, które czytamy lub oglądamy ciągle na nowo, mimo, iż zdajemy sobie sprawę z tego, że nic się w nic nie zmieni. Czemu?

O tym samym mówiłam już we wpisie, poświęconym książce „mity, sny, misteria”, jednak teraz chciałam opisać tę kwestię szczegółowo i przyjrzeć się jej z innej perspektywy.

Pamięć, tożsamość i narracje

Pamięć nie jest wyłącznie katalogiem minionych wydarzeń, przywoływanych na żądanie w niezmienionej postaci tak, jak fotografia, wyjęta z albumu. Jest ona raczej ciągłym i aktywnym procesem, pełniącym funkcję w służbie naszej osobowości. Jak zauważa Schachter (1987): „[może ona być] rozumiana jako zdolność do organizacji i rekonstrukcji przeszłych doświadczeń oraz wrażeń, podporządkowana obecnym potrzebom, lękom i interesom”. W takim razie, jednostkowe poczucie tożsamości jest przez nas konstruowane ze wspomnień i ich reinterpretacji – do pewnego stopnia zmiennych – ułożonych w jednorodną, dynamiczną opowieść, determinowaną przez stosunkowo stabilne, semantyczne centrum osobowości.

Semantyczne centrum osobowości stanowi swego rodzaju klucz w interpretacji przytrafiających się nam zdarzeń. Należy tu jasno zaznaczyć, że nikt nie rodzi się z takim kluczem: zostajemy w niego wyposażeni w procesie socjalizacji, który zachodzi w określonym kontekście kulturowym.

Bajki, baśnie, mity i w ogóle wszystkie narracje (także te filmowe) są potencjalnym źródłem kluczy. Opowiadają o postawach i stereotypach, uczą nas, jakie istnieją dostępne role (księżniczka w opałach lub pomysłowa i samodzielna Małgosia), a także, które z nich i kto może przyjmować (rola księcia w naszej kulturze jest z reguły niedostępna kobietom) i jakich należy się spodziewać zakończeń. Dowiadujemy się, że ciężka praca prowadzi do sukcesu, oszustwo zawsze wyjdzie na jaw, a miłość może uzdrawiać.

Narracje oddziałują na nas również w sposób bardziej bezpośredni: wywołują emocje, które nieraz towarzyszą nam przez godziny albo i całe dni; w sposób czasem zupełnie nieświadomy kształtują także cechy naszej osobowości.

O powstawaniu osobowości

W ostatnim roku studiów uczęszczałam na bardzo ciekawy wykład, poświęcony wpływowi społecznemu. Prowadzący był zafascynowany systemami dynamicznymi i często opowiadał nam o nowych teoriach z tej dziedziny. Jedną z nich była psychodynamiczna teoria osobowości, która opisywała osobowość jako zbiór atraktorów.

Atraktor jest pewnym stanem (lub przewidywalnym wzorcem zmian, czyli oscylacją między dwoma stanami). System dynamiczny, ewoluując, zmierza w stronę takiego atraktora, a także wraca do niego za każdym razem, gdy zostanie z niego wytrącony. Atraktor jest właśnie semantycznym centrum osobowości, z definicji, przedstawionej powyżej.

Z jednej strony nasza tożsamość podlega ciągłym, stopniowym przeobrażeniom, z drugiej zaś wykazuje opór na zmiany. Chociaż negatywne doświadczenia mogą spowodować u człowieka smutek, mechanizmy samoregulacji prędko przywracają go do stanu równowagi. Ta stałość gwarantuje nam stabilne poczucie własnego ja, a zmienność umożliwia nam adaptację.

Jeśli za model, opisujący osobowość przyjmiemy „wielką piątkę” (Costa i McCrae), to możemy powiedzieć, że składa się ona z pięciu atraktorów: neurotyczności, ekstrawersji, otwartości na doświadczenia, ugodowości i sumienności. U każdej osoby basen (zagłębienie) takiego atraktora będzie mieć inną głębokość, a więc cechy poszczególne cechy rozwinięte będą w różnym stopniu. Płytki basen atraktora „ugodowość” będzie oznaczał nieustępliwość i niski poziom zaufania, głęboki basen atraktora „ekstrawersja”, duże zapotrzebowanie na stymulację i tendencję, by szukać źródeł pobudzenia w świecie zewnętrznym.

Przechwytywanie

Przykładowe atraktory (cechy osobowości) oznaczone jako A, B, C, D. Każdy ma inne położenie i głębokość, a więc inny jest poziom danej cechy osobowości. Wykres, pochodzący z artykułu „The emergence of personality: Dynamic foundations of individual variation”

Według Nowaka – chociaż przychodzimy na świat z pewnymi predyspozycjami, a więc już częściowo ukształtowanymi atraktorami – ich baseny mogą pogłębiać się, stawać się płytsze, zanikać, a także pojawiać w nowych miejscach. Dzieje się to na skutek spotykających nas doświadczeń oraz w kontakcie z innymi ludźmi, posiadających inne wzorce (rozmieszczenie i głębokość basenów atraktorów).

W momencie, gdy wchodzimy w interakcję z innymi ludźmi dochodzi między nami do synchronizacji: zgrywają się nasze ruchy, postawa, powtarzamy swoje gesty, odwzajemniamy uśmiech uśmiechem, odczuwamy emocje zgodne z emocjami drugiej osoby. W przedłużonym kontakcie w rezonans wchodzą ze sobą również nasze osobowości, a baseny atraktorów zaczynają dopasowywać się do siebie (jeśli początkowe różnice nie są zbyt duże). Teoria ta wyjaśnia również, jak wybieramy przyjaciół: dogadujemy się lepiej z ludźmi, którzy mają wykształcone podobnie „usytuowane” atraktory o podobnej głębokości. Z takimi osobami synchronizacja zachodzi w sposób płynny.

Podobnie szukamy „przyjaciół” wśród książek. Preferujemy te opowieści, z których bohaterami możemy się synchronizować. Wchodzimy w rezonans z ulubionymi historiami i pozwalamy, by wywoływały w nas uczucia i w ten sposób pobudzały do wydobywania i rozwijania określonych cech osobowości.

Istnieją jednak pewne znaczące różnice między funkcją, jaką w naszym życiu pełnią baśnie, a jaką mity. Jak mówi Bettelheim (1979), podczas gdy baśń zazwyczaj cechuje się znacznym optymizmem, mit ma charakter pesymistyczny:

„Mimo wszelkich naszych usiłowań, nie jesteśmy w stanie żyć zgodnie z wymogami superego, reprezentowanym w micie przez bogów – w tej mierze, w jakiej zdają się tego od nas żądać. Im usilniej staramy się bogom podobać, tym bardziej nieprzejednane stają się ich żądania. Nawet wówczas, gdy bohater nie wie, że powodowały nim impulsy id, spotykają go za to straszliwe cierpienia. Kiedy śmiertelnik (lub każdy nie – bóg, przyp. aut.) ściągnie na siebie niełaskę bogów, mimo, że nic złego nie uczynił, bogowie, reprezentujący władczość superego, doprowadzają go do zguby. Pesymizm mitów znakomicie ukazuje wzorcowy przykład mitu o Edypie”.

Tymczasem baśń, ze swoim dobrym zakończeniem budzi w dziecku nadzieję na pomyślną przyszłość i dodaje mu otuchy. Nie oznacza to, że baśniowy świat nie może być okrutny – wręcz przeciwnie – lecz zawsze jest on sprawiedliwy:

„Chesterton pisze, że dzieci, które oglądały niebieskiego ptaka Maeterlincka, były niezadowolone, ‚ponieważ sztuka nie skończyła się sądem ostatecznym, a bohater i bohaterka nie dowiedzieli się, że pies był wierny, a kot zdradził. Dzieci bowiem są niewinne i kochają sprawiedliwość, gdy tymczasem my w większości jesteśmy źli i dlatego przedkładamy nad nią wybaczanie’. (…) Dziecko nie może doznać pocieszenia, jeśli przedtem nie nastąpi akt baśniowej sprawiedliwości; pociecha jest bezpośrednim rezultatem tego aktu (tak jak w przypadku dorosłych jest następstwem przebaczenia)”

Baśń, kiedy słuchamy jej jako dzieci, wyposaża nas w klucze, konieczne do budowania osobowości oraz ramy, dzięki którym możemy rozumieć otaczający nas świat; pomaga wytworzyć odpowiednie atraktory. Mit nie może być drogowskazem ani przestrogą, pozwala jednak dorosłemu w bezpieczny sposób dotknąć bolesnego miejsca, o którym nie sposób zapomnieć i daje szansę na nastawienie złamań i opatrzenie odniesionych ran, a tym samym kieruje naturalnym procesem powrotu do psychicznej równowagi.

Więc jeśli odczuwamy potrzebę, by po raz dziesiąty przeczytać ten sam fragment ulubionej książki, to nie dlatego, że potrzebujemy upewnić się, że i tym razem historia zakończy się tak samo, lecz raczej po to, by zyskać potwierdzenie dla naszej tożsamości.

Dlatego weź dzisiaj dowolną książkę, może to być mit albo baśń (nawet taka, w której zaszywa się w czyimś brzuchu kamienie) i poczytaj przed snem chociaż dwadzieścia minut. Na pewno wyjdzie Ci na zdrowie!

Bettelheim, B. (1985). Cudowne i pożyteczne. Państ. Instytut Wydawniczy.

Nowak, A., Vallacher, R. R., & Zochowski, M. (2005). The emergence of personality: Dynamic foundations of individual variation. Developmental Review, 25(3), 351-385.

Schacter, D.L. (1987). Implicit memory: History and current status. Journal of Experimental Psychology: Learning, Memory, and Cognition, 13, 510-518.

3 odpowiedzi na “Mity, baśnie i psychologia narracji”

  1. Wydaje mi się, iż ten sam proces opisywał A. Wierciński używając pojęć pola gnostyczne i szlaki skojarzeniowe (zamiast pojęcia atraktor).
    Niemniej nie do końca mogę zgodzić się z uwagą, iż baśnie są bardziej pozytywne niż mity. Wiele baśni zawiera mocno ponure opowieści, przy których niektóre mity prezentują się nad wyraz przyjemnie. Warto jednak pamiętać, że baśń jest czymś co leży pomiędzy mitem a bajką i co dawniej, w kulturach ludowych praktycznie zastępowało mit. Owo katharsis następuje według mnie nie tyle w oparciu o scenę sądu, rozdzielenia dobra i zła, lecz w efekcie zachodzącej unifikacji. Mit (czy też baśń) rozpoczyna się bowiem zawsze od sytuacji utraty harmonii i podkreślenia pewnej opozycji, po czym prowadzi poprzez serię transformacji (o charakterze mediatyzacji) aż do stanu jej odzyskania (który zwykle jest także pewną transgresją w stosunku do stanu poprzedniego). Rozsądzenie i kara mogą, lecz nie muszą być elementem związanym z naprawą owego pierwotnego naruszenia porządku.
    Warto także zauważyć, że mit czy baśń nie tylko w sposób świadomy oddziałuje na psychikę człowieka. Symbole jako język podświadomości przenikają do wnętrza psyche aktywując i tworząc o wiele silniejsze uwarunkowania niż wartości przyjęte świadomie. Patrząc z tego poziomu można zrozumieć, iż rola księcia czy księżniczki nie musi być wzorem realizowanym w życiu, lecz odnosi się do wewnętrznego świata archetypów (w tym przypadku animusa i animy). Współcześnie wypada jedynie ubolewać nad tym, że osoby nie znające się na semantyce baśni ani ich wpływie na psychikę odbiorców biorą się za ich „naprawianie” i przekształcanie zgodnie z własnym systemem pojęciowym…

    Taka garść przemyśleń naszła mnie po lekturze Twojego artykułu. Dziękuję więc za inspirację do wysnucia kilku wniosków i mam nadzieję, że byłem kompatybilny w mojej wypowiedzi. 🙂
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

    1. O, dzięki za uwagę o Wiercińskim, nie czytałam go! Co do różnicy między baśnią, a mitem, nie powiedziałabym, że te pierwsze są bardziej pozytywne ale z pewnością w wydźwięku są bardziej optymistyczne. Czy znasz chociaż jedną baśń ze złym zakończeniem? (Mowa oczywiście o klasycznej baśni, czyli wyłączamy z tego twórczość Andersena i wszystko to, co współczesne, a co naśladuje tylko baśniową formę).
      Uważam, że baśnie pomagają tworzyć osobowość (rozwiązywać kryzysy rozwojowe), a mity pozwalają ją leczyć (rozwiązywać kryzysy sytuacyjne).

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: