Týr and Fenrir (1911), John Bauer
Angurboda, tak nazywała się olbrzymka w Jotunheimie, z którą Loki miał troje dzieci: pierwszy z nich to Wilk Fenrir, drugie to Jormungandr, znaczy wąż Midgardu, trzecim jest Hel. Lecz gdy bogowie dowiedzieli się, że rodzina ta mieszka w Jotunheimie, i kiedy zostali przestrzeżeni przez przepowiednię, że rodzina ta ściągnie na nich fatum wielkiego nieszczęścia – które bierze się z krwi ich matki, a jeszcze gorsze z krwi ojca – wtedy Wszechojciec nakazał, by zabrać dzieci i przyprowadzić je do niego.
Edda Prozatorska
[Przedstawiony poniżej tekst stanowi zbeletryzowaną wersję mitu, którego treść przekazuje Snorri w Eddzie Prozatorskiej. Opowiadanie jest wyłącznie twórczą interpretacją oryginalnej historii, jednak żadna podana w nim informacja nie stoi w sprzeczności z materiałem źródłowym, chyba, że zaznaczono inaczej w przypisach. Tekst został napisany na potrzeby cyklu spotkań, organizowanych przez Studencki Klub Islandzki pt. „Islandzkie opowieści dla dorosłych”]
Odyn był wodzem boskiego plemienia Asów oraz wyłącznym władcą Asgardu, a jego wpływy rozciągały się daleko w głąb pozostałych ośmiu światów; patronował bitwom i wojnom, zwycięstwu oraz śmierci. W jego posiadaniu leżała wiedza o tajemnicach magii i sekretach run. Również miód poezji, który kiedyś należał do olbrzymów, Wszechojciec wykradł podstępem i uczynił swoją wyłączną własnością. Odyn lubił mieć rzeczy, a tam, gdzie nie sięgały jego dłonie, posyłał swe kruki, Hugina i Munina, przedłużenie Myśli i Pamięci. Oprócz nich był panem dwóch wiernych wilków, Geriego i Frekiego, a także ośmionogiego rumaka Sleipnira.
Do pewnego czasu Odynowi wydawało się, że należy do niego również Loki, Olbrzym, którego uczynił swoim bratem. Zmieszanie krwi miało stworzyć między nimi silną więź. Jeśli jednak Odyn łudził się, iż z powodzeniem wykorzysta ją jako smycz, wydarzenia kolejnych wieków pokazywały mu coraz wyraźniej, jak bardzo się pomylił. Loki szarpał się, a w swoim uporze był bardziej nieprzejednany, niż odynowe wilki. Przy tym wszystkim jednak wykazywał się niezwykłym wyczuciem, dbając, by nie nadwerężyć zanadto smyczy.
I kiedy w Asgardzie śniegi zaczęły topnieć na wiosnę, a bryły lodu rozpłynęły się w tafli przejrzystych wód, wraz ze szronem i zimnem przepadł gdzieś Loki. Z początku wszyscy milczeli na ten temat i można było odnieść wrażenie, że to milczenie pełne ulgi; bogowie, zupełnie jak ludzie myślą nieraz, że o pewnych sprawach lepiej nie mówić, gdyż są one zbyt trudne lub wstydliwe. Jednak kiedy cisza staje się coraz bardziej nieznośna dociera do nich, że niektóre problemy z czasem zaczynają uwierać mocniej. Zniknięcie Lokiego, a może i sam Loki, byli właśnie takimi problemami. Z czasem do Wszechojca zaczęły docierać różnego rodzaju plotki: podobno ktoś widział jego adoptowanego krewniaka w krainie Olbrzymów, mieszka tam z Olbrzymką i razem robią czary. Odyn potrafił przyjmować takie wiadomości z godnością; lecz gdy usłyszał coś o dzieciach zapomniał o spokoju. Tej samej nocy wysłał swoje dwa kruki do Jotunheimu. Jednak wieści, które przyniosły były znacznie gorsze od plotek.
Loki rzeczywiście znalazł sobie kochankę. Miała na imię Angurboda, co znaczyło „ta, która przynosi smutek” i tak jak on była Olbrzymem. Z fatalnego pomieszania ich krwi zrodziła się trójka potwornych dzieci: olbrzymi wąż Jormungandr, na wpół martwa dziewczyna, Hel oraz wilk Fenrir. Hel dobiegała już dorosłości, podczas gdy Fenrir, jak mówiły kruki, był jeszcze szczenięciem. Huginowi i Muninowi nie udało się odnaleźć Lokiego ani jego kobiety, znalazły za to dom Hel, w którym mieszkała razem ze swoim rodzeństwem.
Odyn zarządził, że bogowie mają udać się do Jotunheimu by odnaleźć dzieci. Do tej misji wybrał Thora, najsilniejszego ze swoich synów, pana burzy i gromu. Razem z nim na wyprawę miał wyruszyć jego młodszy brat, Baldur oraz Frej, najwaleczniejszy z Wanów. Frejowi towarzyszył Skirnir, jego sługa. Kazano przyszykować cztery pary solidnych sań, zaprzężonych w najsilniejsze konie i o świcie zaprzęgi ruszyły.
Nie zatrzymywali się często i nie oszczędzali wierzchowców, a mimo to dopiero po trzech dniach podróży udało się im dotrzeć do Jotunheimu. Przez cały czas kruki Odyna wskazywały im drogę i doprowadziły ich aż na sam skraj czarnego lasu. Bogowie zostawili sanie przy pierwszych drzewach, a dalej poszli już na piechotę. Thor dowodził.
Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Loki miał swoje wymysły. Miesiącami zachowywał się normalnie: wtedy gromowładny zabierał go ze sobą w podróże do Jotunheimu; razem ucztowali, żartowali, bawili się i upijali do nieprzytomności. Jak prawdziwi przyjaciele. I nagle ten wpadał na jeden ze swoich chorych pomysłów, zaczynał wyczyniać jakieś obrzydliwe sztuczki z magią albo robił inne bezsensowne rzeczy. Thor tracił wtedy cierpliwość. Ojciec w takich sytuacjach mówił, że Loki jest Olbrzymem. Lecz nawet te słowa nie mogłyby wyjaśnić tego, co bogowie ujrzeli przed sobą: połamane gałęzie, przewrócone drzewa, masywne, poskręcane cielsko gada, leżące pośród pni.
Loki był słaby. Nie umiał się bić, nie umiał nawet celnie wymierzyć ciosu. Thor nieraz musiał bronić go przed innymi Olbrzymami. Obraz przyjaciela, jaki miał w głowie w żaden sposób nie dał się pogodzić z widokiem monstrualnego węża, którego zwoje kłębiły się w zatratowanym śniegu.
Lecz nie mieli wiele czasu do namysłu. Musieli odnaleźć resztę dzieci, nim zacznie się ściemniać. W tym celu rozdzielili się. Thor nakazał im, by zachować ostrożność. Szli powoli w głąb lasu, co jakiś czas przystając, by nasłuchiwać dźwięków lub nawoływaniem upewniać się, gdzie są pozostali. W końcu Thor dostrzegł smugę dymu, a wkrótce jego oczom ukazał się długi dom. Przywołał do siebie przyjaciół. Frej położył dłoń na głowicy miecza, tak, by i inni mogli dostrzec ten gest, lecz Baldur pokręcił głową. Thor pierwszy wszedł do środka.
Wnętrze było ciemne, tylko na środku żarzyły się resztki ogniska, a dym wypełniał całe pomieszczenie. Obumarłe gałęzie przesłoniły część otworu w dachu i niewiele powietrza dostawało się do izby. Dało się wyczuć wyraźny zapach ziół, obecny we wszystkich domostwach, w których zagościła choroba.
Przy przeciwległej ścianie, na środku, stało olbrzymie łoże, usłane futrami różnych zwierząt. Thor rozpoznał skórę niedźwiedzia, łasic, zajęcy, a także czarnych lisów. Miękkimi falami wylewały się na podłogę. Do łoża, po obu stronach, przylegały szerokie ławy, zastawione najdziwniejszymi przedmiotami. Wszystkie zostały ułożone tak, by dało się po nie sięgnąć, nie wstając. Były tam kodeksy i mocno sfatygowane zwoje, w ilościach, jakie Thor widział tylko w izbie Odyna; zapas świec i świeczniki ze świecami już wypalonymi do połowy, a oprócz tego dwie czy trzy, na których wciąż drgał dogasający płomień. Stare, wysłużone zabawki; malowane konie z drewna, niedźwiedzie, a nawet łódź z poszarpanym żaglem, podobną do tej, jaką on i Baldur bawili się lata temu. Na szyi zwierzątek ktoś zawiesił złote bransolety oraz naszyjniki, wysadzane bursztynami; najwidoczniej w oczach tego kogoś przedmioty te nie różniły się wartością.
A jednak były to bardzo drogie prezenty. Część z nich wyglądała na wykonane w Asgardzie. Z kolei bransolety z pewnością wyszły spod ręki zręcznego krasnoludzkiego złotnika; bursztyny natomiast zawsze przywożono w zdobionych pudłach z krain położonych za morzem. Od razu domyślił się, kto przyniósł tu wszystkie te rzeczy. Zastanawiał się tylko, jak Lokiemu udało się je zdobyć? Na podłodze, obok łóżka, stało kilka instrumentów muzycznych – gromowładny umiał nazwać jedynie lutnię oraz pochodzące z daleka kantele. Widok od razu przywołał w pamięci dźwięki. Miałem sen… Nie. Śniłem kiedyś sen[1], tak zaczynała się ta piosenka. Wspomnienie było tak wyraźne, jakby słyszał muzykę. Po wtedy dopiero zorientował się, że naprawdę ją słyszy – to kantele – instrument grał sam!
Zupełnie stracili poczucie czasu. Aż wreszcie kantele zaczęły ucichać, by w końcu zamilknąć zupełnie. Nagle, w pomieszczeniu dało się słyszeć ciche westchnienie.
– Słyszycie to…? – Szepnął Baldur.
Zamarli, nasłuchując. Thor zobaczył, że futra na olbrzymim łożu zaczynają się poruszać. W miękkiej plątaninie rozpoznał kształt ludzkiej ręki, a po chwili dostrzegł włosy, głowę i wreszcie całą kobiecą sylwetkę. Dziewczyna usiadła na łóżku i rozejrzała się po izbie.
– Kto tam jest? – Zapytała. – Niech się pokaże!
Gromowładny przystąpił bliżej, a Frej, Baldur i Skirnir podeszli za nim. Teraz i oni mogli widzieć ją lepiej: dziewczyna była chuda i niesamowicie blada. Kolor jej skóry prawie niczym nie różnił się od koloru koronkowej koszuli, którą miała na sobie.
– Ja jestem… – Zaczął Thor.
– Wiem. – Przerwała mu. – Thor, syn brata mojego ojca, prawda? Ojciec dużo mi opowiadał, poznałam was od razu. A pozostali?
Hel patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi, oczami wciąż ciężkimi od snu. Gromowładny spuścił wzrok.
– Moi kompani… To jest Baldur…
– A ja jestem Frej! – Powiedział Frej z mocą, występując naprzód. – Przychodzimy tu, by nakazem Odyna przyprowadzić…
– Nie trzeba używać tak zdecydowanych słów. – Przerwała znowu. – Domyślam się, po co tu przyszliście i wiem, że nie mam w tej kwestii wiele do powiedzenia. Dlatego nie będę się sprzeciwiać. Proszę jedynie, byście pozwolili mi się przygotować.
Czekali na zewnątrz, aż założy podróżny strój i spakuje wszystkie potrzebne rzeczy. Gdy skończyła, Skirnir poszedł za nią, by przenieść skrzynię do sań. Thor zastąpił im drogę w drzwiach.
– A gdzie wilk? – Zapytał.
– Mój brat? – Upewniła się. – Pewnie jeszcze śpi.
– Tam? – Thor wskazał wnętrze izby. – W łóżku?
Nie zaprzeczyła. Gromowładny wyminął ich, a następnie szybkim krokiem skierował się w stronę łoża. Chciał mieć to już za sobą. Rzeczywiście, coś poruszało się pod futrami… Chwycił za brzeg jednej ze skór i pociągnął za nią zdecydowanie.
Nie było tam nic strasznego, tylko coś, co przypominało mu bardzo kudłatego psa. Zdjął rękawicę i wyciągnął dłoń. Szczenię zaczerpnęło kilka gwałtownych wdechów, badając obcy zapach, a następnie zaczęło lizać jego palce. Chwyciło zębami za kciuk i próbował go żuć, lecz wtedy Thor cofnął rękę. Ujął wilka pod obie łapy, po czym uniósł go ostrożnie. Zwierzak był niewielki i nie ważył dużo. W większości składał się z puchu. Gromowładny czuł pod opuszkami mechaty podszerstek i szaleńcze uderzenia małego serca. Przycisnął wilczka mocniej do piersi.
– Co teraz…? – Usłyszał za plecami głos Freja. – Co z nim zrobimy?
– Nic. Zabieramy go do domu. – Odpowiedział Thor. – Niech ojciec zadecyduje.
***
Pierwszym zaprzęgiem posłali Skirnira. Obok niego, na siedzisku wyłożonym miękkimi futrami podróżowała milcząca Hel. Zanim wyruszyli, Frej podszedł do niej by powiedzieć, że w Asgardzie przygotowano dla niej komnaty, a jego słudzy będą oczekiwać jej przybycia. Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Patrzyła na niego nieruchomymi oczami. Wtedy Skirnir popędził konie i odjechali.
Ich następne zadanie nie było tak łatwe, jak myśleli. Wąż, pogrążony w letargu nie stawiał oporu, lecz jego cielsko było zbyt wielkie, by mogły pomieścić je sanie. Thor, używając młota powalił kilka młodych sosen, które następnie związano sznurami. Z nich bogowie zrobili prowizoryczne nosze. Wyprzęgli konie z dwóch pozostałych par sań, by umocować rusztowanie i dopiero na nim ułożyli gada. Łuskowate zwoje opletli ścisło przy pomocy szmat, więzów oraz rzemieni. W międzyczasie śnieg zdążył rozpadać się na dobre. Zmierzchało, gdy odjeżdżali.
Baldur powoził, pozostali jechali konno za zaprzęgiem. Małego wilczka Thor wiózł w plecaku. Z początku szczeniak piszczał i poruszał się gwałtownie, aż nie uśpiło go jednostajne kołysanie końskiego biegu. Thor upewniał się co pewien czas, czy pakunek jest na swoim miejscu oraz czy wiązania dobrze trzymają.
Pędzili w ciemności bez zatrzymywania się i bez oglądania za siebie. Tylko migoczące pochodnie oświetlały im drogę. Wiatr wpychał do oczu śnieg, szarpał za ubrania, a oni ciągle poganiali konie. W końcu, po wielu godzinach, dotarli nad brzeg morza. Tam zatrzymali się. Thor wysiadł z siodła i zdjął plecak, a szczenię poruszyło się w środku. Gromowładny sprawdził supły po raz kolejny, zawiesił pakunek na przednim łęku kulbaki, a następnie ruszył w stronę zaprzęgu. Frej oraz Baldur czekali już na niego.
Podprowadzili sanie pod sam brzeg fiordu. Gdy płozy dotykały krawędzi, wyprzęgli konie, a każdy z nich zajął miejsce przy saniach. Frej i Baldur chwycili za burty. Gdy upewnili się, że trzymają je pewnie w rękach, dali Thorowi znak, by zaczynał. Gromowładny wydobył swój młot. Nadeszła pora, by wykonać polecenie ojca[2]. Obuchem dotknął wężowego cielska i przez chwilę próbował przypomnieć sobie właściwe słowa.
– Ja, Thor – zaczął. – W imieniu Odyna skazuję cię na wygnanie! Będzie to tak, jakby rozkaz ten wypowiedział sam Odyn; usłuchasz go i od tego dnia pozostaniesz na dnie oceanu, aż nie nadejdzie nasz kres!
Wtedy wąż po raz pierwszy szarpnął się. Ale w tej samej chwili Frej i Baldur pchnęli sanie i chwilę później zaprzęg runął z łoskotem w przepaść. Przez moment stali w milczeniu, wpatrzeni w ciemność, w której zniknęły sanie. Thor schował swój młot. Bez słowa dosiedli koni i ruszyli galopem, nie zatrzymując się więcej po drodze. Dopiero nad ranem dotarli do granic Jotunheimu.
Odyn od razu pragnął widzieć się z Hel. Gdy Hugin i Munin przyniosły wieść, że sanie Skirnira wjeżdżają na równiny Asgardu, udał się do reprezentacyjnego hallu. Wyprosił służbę i sam oczekiwał gościa. Wreszcie wielkie drzwi otworzyły się i Hel weszła do środka.
Olbrzymka nosiła tradycyjny wschodni strój[3]: miała na sobie granatową suknię z wysokim kołnierzem, przewiązaną różnokolorowym pasem. Zarówno brzegi sukni jak i rękawy obrębione były haftem, a jej ramiona otulał szal, utrzymywany na miejscu przez ozdobne brosze. Wyglądała tak obco, że Wszechojciec miał wrażenie, jakby obserwował jakieś dzikie i egzotyczne zwierzę. Śnieg przemoczył jej ubranie; długie, splątane włosy błyszczały od wody. Z daleka przypominała mu Lokiego, kiedy ten po raz pierwszy wkroczył do tego hallu.
– Podejdź bliżej. – Nakazał Odyn. – Popatrz na mnie.
Wtedy złudzenie prysło. Zobaczył parę oczu o wejrzeniu tak głębokim i spokojnym, jak górskie jeziora.
Spojrzał na nią jeszcze raz od góry do dołu; nagle dotarło do niego, że dziewczyna jest zupełnie bosa. Z przerażeniem patrzył na sine nogi; palce i paznokcie miała zupełnie czarne. Czyżby plotki były prawdą…?
– To nie boli. – Zapewniła. – Mam tak od dziecka.
Przytaknął pod ciężarem jej nieruchomego wzroku. Można było utonąć w tych oczach i Odyn pomyślał, że niejeden chciałby tak utonąć. Poczuć, jak ogarniają go spokój i cisza. To upewniło go tylko w decyzji, którą podjął. Ruchem dłoni wskazał jej miejsce przy długim stole. Mieli dużo do omówienia.
Hel okazała się znakomitym partnerem w negocjacjach. Wypowiadała się z rezerwą, lecz stanowczo. W prostych słowach i z zimną logiką formułowała kolejne argumenty, w dyskusji nie było miejsca na żadne niedopowiedzenia. Odyn nie mógł uwierzyć, jak różna była w tym od swojego ojca. Oczywiście, nie we wszystkich kwestiach zgadzali się ze sobą. Dyskutowali więc zawzięcie całą noc, aż w końcu udało im się osiągnąć porozumienie.
Ustalili, że Hel zamieszka na stałe w Niflheimie. Tam będzie sprawować wyłączną władzę nad królestwem umarłych, a pod jej panowanie zostaną oddani wszyscy ci, którzy stracą życie inaczej niż podczas walki. Pomarli ze starości, wypadków i chorób, dzieci urodzone martwe, ofiary głodu. Jako pani zaświatów będzie czasem bezlitosna i niesprawiedliwa, gdy przyjdzie jej rozdzielać rodziny lub zabierać do siebie ludzi przedwcześnie; nie wolno jej jednak zapomnieć o współczuciu, gdyż musi umieć okazać litość cierpiącym. Ma być też czuła i szczodra, gotowa, by wziąć w swe ramiona każdego, aż z czasem wszyscy zostaną jej kochankami.
– To nie jest zbyt szczęśliwy los. – Przyznał Odyn. – Jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że znam szczęśliwsze. Wątpię, czy gdybyś ty je poznała, chciałabyś się zamienić.
– Tu i tak nie byłam szczęśliwa. – Odparła po prostu. – I wiem, że tak musi być. Żałuję tylko mojego ojca. On tego nie zrozumie. On wam tego nie wybaczy!
Odyn wiedział, że prędzej czy później Loki dowie się o wszystkim i zechce wykrzyczeć bogom swoje pretensje. Już teraz znalazłoby się dość powodów, a wkrótce mieli mu dostarczyć kolejnych. Wciąż należało jakoś rozwiązać kwestię wilka. Ten na razie chciał tylko jeść oraz spać i nie sprawiał wiele kłopotów. Asowie wiedzieli, że te miały dopiero nadejść, jednak nie mogli zrobić nic, by im zapobiec. Musieli czekać.
Najprawdopodobniej właśnie to narastające napięcie było powodem milczenia, które zapanowało w domu bogów. Pojawienie się Fenrira przyjęto bez słowa, a cisza towarzyszyła mu wszędzie, gdzie się pojawił. On sam był jeszcze zbyt mały, by to rozumieć. Gdy Odyn ogłaszał, że wilcze szczenię jego brata ma zostać wychowane pośród Asów, Fenrir gryzł własny ogon.
Co ciekawe, wilk – w odróżnieniu od węża – posiadał zdolność rozumienia. Prędko zaczął wymawiać pierwsze sylaby, wkrótce nauczył się słów, a kiedy opanował całe zdania mówił w zasadzie przez cały czas. W końcu nikt nie chciał go już słuchać; od tej pory Fenrir rozmawiał sam ze sobą lub udawał, że rozmawia z niewidzialnymi osobami. Opowiadał zmyślone historyjki, a we wszystkich pełno było krwi i śmierci, chociaż Fenrir nazywał je bajkami o męstwie. Fenrir, oprócz strasznej mowy wydawał też z siebie równie potworne szczeknięcia, skowytania, a także rozmaite warknięcia oraz pomruki. Jego wycie nie ucichało całe noce. Służące, zajmujące się do tej pory opieką nad wilczkiem miały coraz bardziej podkrążone oczy i spały wciąż mniej. W końcu zdecydowano się przekazać go w ręce Tyra; patron pól bitewnych i wojowników wydawał się odpowiedniejszym wychowawcą.
Wilk jadł dużo i rósł szybko. Wkrótce przerósł Geriego i Frekiego, które obawiały się już z nim bawić. Wciąż jednak miał umysł dziecka: nie zdawał sobie sprawy ani ze swojej siły ani ze strachu, jaki budził. We dnie biegał wśród leśnej gęstwiny i rozwlekał po polach zakrwawione ciała zwierząt. Gdy zaś wracał do domu zapadał w głęboki sen. Wydawał się być spokojny. Jego serce biło równo, a kudłatą piersią poruszały miarowe oddechy. Zdarzało mu się śnić złe sny – wtedy budził się gwałtownie i biegł, szukać pocieszenia u jednej ze swoich dawnych nianiek. Nie pamiętał, że nie mieści się w łóżku. Boginie przychodziły na skargę do Odyna i często płakały.
– Wilk zjadł dzisiaj trzy woły! – Mówiła jedna z nich. – I ciągle jest głodny!
– A więc zabijcie kolejne…
– Ale taka ilość mięsa zaspokoiłaby głód czterdziestu ludzi!
– Czy chcesz mi powiedzieć, że w Asgardzie nie mamy dość jedzenia? – Pytał Odyn zniecierpliwiony. – Czy czegoś wam brakuje? Nie? To doskonale! Przestań mi zawracać głowę drobnostkami!
Jednak Fenrir nie był drobnostką. W końcu sam Tyr przyszedł do Wszechojca i powiedział, że tylko on jest jeszcze w stanie zapanować nad wilkiem, ale nie wie jak długo mu się to uda, ponieważ ten przestaje słuchać kogokolwiek. Odyn nie odpowiedział nic, lecz jeszcze tego samego dnia udał się do najznakomitszych Asgardzkich rzemieślników, by prosić ich o pomoc. Ci upletli bardzo mocny sznur, który następnie zaniesiono Fenrirowi.
– Nie tak dawno temu byłeś dość mały, by zmieścić się w plecaku Thora, a teraz chwalisz się, że jesteś silniejszy, niż on? – Zapytał Odyn. – Udowodnij to więc! Na początek pokaż, że jesteś w stanie przerwać ten sznur!
Bogowie patrzyli, jak wilk ze śmiechem rozrywa pęta na kawałki. Odyn nie szczędził mu oklasków; ponownie wybrał się z wizytą do majstrów z poleceniem, by postarali się mocniej. Niebawem ukręcili oni jeszcze potężniejszy powróz, który również pokazano wilkowi. Ten nie zdążył jeszcze nabrać podejrzeń – cieszył się, że wreszcie ktoś chce się z nim bawić oraz tym, że ma szansę dowieść swojej siły przed samym Wszechojcem.
Po raz kolejny sznur został rozerwany na strzępy, a bogom coraz trudniej było klaskać. Odyn wiedział, że nie mogą pozwolić sobie na kolejną pomyłkę. W tajemnicy przed wszystkimi wysłał Skirnira z misją do karłów, by zlecić im uplecenie trzeciego postronka. Nie było to zwykły powróz. Nosił nazwę Gleipnir, a do jego wykonania zręczne karły użyły sześciu szczególnych składników: brody kobiety, korzeni skały, ścięgien niedźwiedzia, oddechu ryby, śliny ptaka oraz odgłosów kociego stąpania.
– Naprawdę kociego stąpania…? – Zapytał Thor, wpatrując się w delikatną nić, którą Odyn rozpiął między palcami. Wyglądała, jak pajęcza sieć.
– Literalnie: nie.
– Czyli to tylko słowa… – Upewnił się Thor.
– Nie wiesz zbyt wiele o magii, prawda? – Bardziej stwierdził niż zapytał Odyn. Machnął ręką. – Zresztą, to bez znaczenia. Wkrótce wszystko się wyjaśni.
Najpierw musieli jednak przekonać Fenrira, by ten pozwolił się znowu związać. Za trzecim razem wilk nie był już tak ufny, a niepozorny wygląd pęt wydał mu się podejrzany. Wtedy odezwał się Odyn:
– Opowiadałeś mi kiedyś historię o dzielnym wojowniku…
– Wszystkie były o dzielnych wojownikach. – Zauważył Fenrir.
– W takim razie wiesz, że każdy z nich musiał dowieść swojego męstwa, nieraz wiele ryzykując. Czy myślisz, że się bali?
– Nie wiem… – Fenrir zastanawiał się chwilę. – Chyba każdy czasem się boi?
– Tak. Lecz odważny człowiek pokonuje swój strach. Tylko w ten sposób można stać się sławnym! A ty chciałbyś być sławny, prawda?
– Chcę! – Zapewnił wilk z mocą. – Ale… Nawet bardzo odważni wojownicy nie zawsze wygrywali… Co jeśli… Będę miał kłopot by się rozwiązać? Pomożecie mi?
– Tylko w uczciwej próbie można ostatecznie udowodnić swoją odwagę. Wiem, że bardzo zależy ci na tym, by się wykazać, dlatego ufam w twoją uczciwość i z tego powodu ty też musisz nam zaufać…
– Ufałbym bardziej, gdybyś mógł dać mi coś w zamian. – Odparł Fenrir.
– Jakbym słyszał twojego ojca… Bystry z ciebie chłopak! Niech będzie. Co miałoby to być?
Wilk milczał przez moment.
– Jest takie powiedzenie… Dać sobie uciąć rękę, prawda? Dlatego ja chcę ręki jednego z was! Niech ten, kto uważa się za równie odważnego, co ja, pozwoli mi trzymać w zębach jego dłoń, gdy będziecie mnie wiązać!
Zapadła cisza i tylko Odyn nie przestawał się uśmiechać. Tyr wiedział, że nie wolno zwlekać, gdyż wzbudzi to podejrzenia Fenrira. Wziął głęboki wdech, po czym wystąpił na środek. W ten sposób umowa między wilkiem a Asami została zawarta. Wilk położył się na ziemi i rozwarł paszczę tak, by Tyr mógł ułożyć na jego gorącym języku swoją dłoń. Dopiero wtedy pozwolił, by bogowie opletli go magiczną nicią. Owinęli ją wokół jego szyi, piersi oraz każdej z łap, a następnie związali mocno końce.
Powstało wiele historii na temat tego, co wydarzyło się później. Mówiono że Tyr był tak mężny, iż nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy zęby wilka zagłębiły się w jego nadgarstku. Nie było to prawdą. Z początku Fenrir napiął powróz lekko i na próbę. Potem pociągnął mocniej i jeszcze mocniej, aż w końcu zaczął targać więzi z całych sił; wreszcie zrozumiał, że został oszukany. Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund. Sala wypełniła się okropnym krzykiem: krzyczeli przerażeni bogowie, krzyczał oszołomiony Tyr. Na ziemię bryzgała ślina pomieszana z krwią, a wkrótce do krwi dzielnego wojownika miała dołączyć krew zwierzęcia: wilk szarpał się i wił w swoich więzach, wyjąc w szale. Wtedy podbiegł do niego Thor – z pomocą Baldera chwycili Fenrira za olbrzymi łeb, po czym wrazili miecz w jego paszczę tak, by wilk nie był już w stanie zewrzeć szczęk. Wycie zamieniło się w skowyt.
Zawodzenie niosło się głucho po całym Asgardzie i nawet w zamkniętych hallach dało się słyszeć jego skargi. Z początku trudno było je znieść, jednak po pewnym czasie bogowie zauważyli – nie bez zdziwienia – że do wszystkich niedogodności można się przyzwyczaić. W ich uszach wycie wilka niewiele różniło się od łkania wiatru. Jormungandr rósł i nabierał sił. Wreszcie stał się tak ogromny, że swoim łuskowatym cielskiem objął całą ziemię, a jego głębokie oddechy powodowały wzbieranie wielkich wód. W końcu odeszli ci, którzy na własne oczy widzieli nieruchome oceany. Kolejni ludzie rodzili się i umierali, a wody szumiały i po pewnym czasie nikt nie pamiętał, że mogłoby być inaczej. W ten sposób los dzieci Lokiego stał się wspólnym doświadczeniem mieszkańców wszystkich światów. Mówi się, że będzie tak do czasu, gdy nadejdzie nasz kres. Jak powiada Völuspá:
Bracia będą walczyć
i zabijać siebie nawzajem
dzieci własnych sióstr zbezczeszczą więzi krwi
źle dzieje się na świecie
szerzy się nierząd
– [nadejdą] wiek topora, wiek miecza
– rozrywane są tarcze –
Wiek wiatru, wiek wilka –
nim zachwieje się świat
nikt nie będzie miał litości dla nikogo
[…] Wilk połknie słońce, co będzie wielką szkodą dla ludzi. Drugi wilk pochwyci księżyc, i on też wyrządzi wiele krzywd; gwiazdy znikną z nieba […]; zadrżą skały, zadrżą turnie, drzewa zostaną wyrwane z ziemi, a skały rozpadną się na kawałki; więzy i więzi ulegną rozerwaniu.
***
[1] Drømde mik en drøm i nat (którego pełna treść brzmi: Drømde mik en drøm i nat um silki ok ærlik pæl) jest najstarszym znanym świeckim utworem muzycznym w krajach Skandynawskich, powstałym około roku 1300. Napisano go w języku staroduńskim; zachował się w Kodeksie Runicznym, będącym zwodem prawa i stanowi on w nim końcową notę. Wers ten, jak i słowa prawa zapisano runami, a dodatkowo nadano mu formę notacji muzycznej. Istnieje kilka interpretacji tekstu, a znaczenie wyrazów silki oraz ærlik pæl nie jest dla badaczy jasne. Przyjęły się dwa tłumaczenia: ostatniej nocy śniłem sen o jedwabiu i drogocennych futrach oraz ostatniej nocy śniłem sen o równości i sprawiedliwej mierze. Obie interpretacje, chociaż zdają się być sprzeczne, pasują do wizerunku postaci, która ma zostać panią świata umarłych: śmierć jest sprawiedliwa, ponieważ zabiera życie biednych i bogatych, nie zważając na ich status, a mimo to czasem jej wyroki są krzywdzące, gdy umierają dobrzy, młodzi albo ci przez wszystkich kochani.
[2] To jedyne miejsce, w którym tekst odstępuje od wersji oryginalnej. Snorri pisze w Eddzie: […]wtedy Wszechojciec nakazał, by zabrać dzieci i przyprowadzić je do niego. I kiedy przyszli do niego od razu wrzucił on węża w głębokie morze […]”. Jednak w mitologicznym porządku słowa mogą faktycznie dokonywać czynów, a więc interpretacja, w której wąż zostaje wrzucony do wody rozkazem Odyna oddaje znaczenie eddaicznej wersji opowieści.
[3] Według eddaicznych źródeł Jotunheim znajdował się na wschód od Asgardu. Wielu badaczy (Laidoner, 2012; Welschbach, 2012; Zachrisson 2008) twierdzi, iż dawni Skandynawowie identyfikowali Olbrzymów z ludem Saami i z tego powodu zdecydowałam się „ubrać” Hel w tradycyjny dla Saamów strój (w języku polskim Saamowie nazywani są „Lapończykami”. Słowo to wywodzi swój rodowód od szwedzkiego „lapp”, oznaczającego „łatę”; termin „Lapończyk” oznacza więc tego, kto nosi łatane ubrania, czyli „obdartusa”, dlatego też we wszystkich omówieniach będę posługiwać się określeniem Saamowie lub lud Saamów). Saamowie zamieszkują północne tereny Norwegii, Szwecji, (a także Finlandii i Rosji), jednak pod względem kulturowym są zupełnie odrębni od Skandynawów. Tutaj można obejrzeć tradycyjne stroje, warto jednak pamiętać, że są one znacznie późniejsze i w formie ze zdjęcia oraz takiej, w jakiej zostały opisane w tekście spotykamy je dopiero po XVI wieku.
Cytowane artykuły:
Laidoner, T. (2012). The Flying Noaidi of the North: Sámi Tradition Reflected in the Figure Loki Laufeyjarson in Old Norse Mythology. Approaching Methodology, 227.
O’Donoghue, H. (2008). From Asgard to Valhalla. The Remarkable History of the Norse.
Welschbach, S.(2012). Frá mínom véom oc vǫngom” – an examination of literary representations of the mythological figure of Skaði. Praca dyplomowa, Háskóli Íslands.
Zachrisson, I. (2008). The Sámi and their interaction with the Nordic peoples.”. The Viking World, 32-39.
3 odpowiedzi na “O wilku Fenrirze i dzieciach Lokiego”