O czym chcę przeczytać w książce?

IMAG2420

Ponieważ ostatnio czytam więcej beletrystyki oraz dlatego, że sama wróciłam  do pisania zaczęłam  zastanawiać się nad tym, co sprawia, że jakaś książka mi się podoba, inną odkładam po kilkunastu stronach, a niektóre porzucam bez żalu na kilkadziesiąt stron przed końcem. Pytałam znajomych o to, co według nich musi mieć w sobie dobra opowieść, czy są jakieś wspólne cechy ich ulubionych książek oraz czy jest coś, o czym mieliby ochotę przeczytać ale nie udało im się takiej historii czy elementu odnaleźć jeszcze w żadnej narracji. Razem doszliśmy do wielu ciekawych wniosków, które postanowiłam przedstawić w jednym wpisie. Początkowo chciałam go zatytułować „co musi mieć dobra książka?”, jednak  chyba trudno byłoby powiedzieć, co to znaczy, że książka jest „dobra” i czy w ogóle jakaś książka może „być dobra” bez względu na czytelnika, czas i okoliczności.

Zamiast tego powiem o czym chciałabym przeczytać w książce.

Obiektywny sposób prowadzenia narracji

Chociaż cały dzisiejszy wpis składa się z zupełnie osobistych opinii oraz uwag, ten punkt jest chyba najbardziej stronniczy ze wszystkich, ponieważ dotyczy samego stylu pisarza. Nie lubię, kiedy autor wchodzi postaciom do głów – bez względu na to, czy prowadzi narrację w pierwszej czy trzeciej osobie – gdy opowieść jest przesycona porównaniami i emocjami tak, że zamienia się w strumień świadomości, zupełnie, jak u Christensena, który w ten sposób napisał „Półbrata” oraz „Odpływ”. Ukończyłam je niedawno, powodowana wyłącznie ciekawością tego, co będzie dalej, ale nie wiem, czy zrozumiałam którąkolwiek nich. Były niekomfortowo intymne i nie zostawiały miejsca dla moich własnych ocen oraz myśli, dla innych, konkurencyjnych interpretacji.

IMAG2417

Z drugiej strony obiektywizm w relacjonowaniu opowieści nie zawsze wystarcza, czego przykład dał Karl Ove Knausgård w „Mojej walce”; jego słowa są precyzyjne, lecz sprawiają wrażenie nieszczerych. Tymczasem, w moim odczuciu, idealna książka powinna zbliżać czytelnika do prawdy i do prawdziwego świata.

Test Bechdel

1397757151test

Test Bechdel został po raz pierwszy przedstawiony w roku 1985 przez Alison Bechdel w komiksowym pasku i od tej pory stał się narzędziem w ocenie filmów, które, w założeniu, ma zwracać uwagę widzów oraz krytyków na kwestię nierównej reprezentacji płci w kinie.

Film „zdaje” test, jeśli spełnia następujące wymagania:

1. Występują w nim przynajmniej dwie kobiety

2. Kobiety rozmawiają ze sobą…

3. …O czymś innym, niż o mężczyznach

Test wydaje się dziecinnie prosty, lecz w praktyce niewielu twórców filmowych jest w stanie przejść przez niego pomyślnie wraz ze swoimi dziełami. Oblały go nawet tak znane filmy, jak Gwiezdne Wojny, Avatar, czy Władca Pierścieni. Co ciekawe, problemem nie wydaje się być sama obecność kobiet w filmach, lecz fakt, że autorzy odbierają im głos.

Test Bechdel w swojej oryginalnej postaci nie nadaje się do oceny książek, ponieważ wyłącznie z powodu ich objętości w większości z nich pojawiają się jakieś kobiety, lecz trudno uznać by były one prawdziwie obecne, jeśli rozmawiają o obiedzie lub o swoim psie. W takich przypadkach zazwyczaj ekranizacja książki oblewa test, przez który pomyślnie przeszedł pierwowzór, czego znakomitym przykładem może być Harry Potter. Film wymusza na twórcach selekcję, a wszystkie nieistotne fabularnie elementy zostają z niego wycięte (swoją drogą ciekawe, czemu Rowling, w końcu pisarka, napisała historię o małym czarodzieju, a nie o wiedźmie).

Uważam, że Test Bechdel można z powodzeniem wykorzystać do oceny książek, jeśli podda się go uprzednio drobnej modyfikacji. Kryterium jego zaliczenia byłoby następujące: w każdej książce o odpowiedniej długości muszą występować postacie kobiece, które nawiązują ze sobą relacje. Należałoby dodać: różnorodne relacje.

Relacje inne niż romantyczne

Już jakiś czas temu narracja o romantycznej miłości do reszty zawładnęła naszym sposobem rozumienia. Wydaje mi się, że stąd bierze się również olbrzymia popularność yaoi, co najlepiej widoczne jest w twórczości fanfiction. Postacie, które w oryginalnym utworze łączyły przyjaźń, nienawiść, a czasem więzy pokrewieństwa, w fanowskich opowiadaniach zaczynają okazywać czy też rozwijają w sobie emocje o zabarwieniu seksualnym. Być może dzieje się tak dlatego, że w naszej kulturze brak miejsca oraz nazw dla silnych uczuć, a każdy tego rodzaju afekt zostaje zepchnięty do jedynej znanej nam kategorii: miłości romantycznej .

tumblr_m8abhf3NXC1rtlpl5o2_1280

Nie mam nic przeciwko romansom do których wliczam również wszystkie sensownie rozpisane yaoi. Jednocześnie brakuje mi w książkach relacji opartych na mocnych i prawdziwych uczuciach innego rodzaju, takich, jak matczyna zazdrość, ojcowska troska, miłość braterska czy tęsknota za przyjacielem.

Wielość narracji

Lubię, kiedy książki są niejednoznaczne i gdy nie sposób powiedzieć, który z bohaterów ma rację. To chyba w ogóle jest cecha książek „dla dorosłych” (a przynajmniej niektórych książek spośród tych, których autorzy uważają, że piszą je dla dorosłych); nie opowiadają o racjach, a zamiast tego pokazują różne punkty widzenia. Szczególnie podoba mi się, gdy bohaterowie prowadzą swego rodzaju „dialog” nieraz zaprzeczając sobie wzajemnie, i kiedy podążaliśmy przez kilka rozdziałów za tokiem rozumowania jednej z postaci (czasem nawet nie do końca uświadamiając sobie tę stronniczość), który zostaje skonfrontowany z opinią innej postaci.

Oczywiście by osiągnąć taki efekt potrzebny jest utwór o odpowiedniej długości, oraz o pewnej liczebności postaci, lecz czynniki te nie wydają się decydujące: książki Christensena czy Georga R. R. Martina zaludniane są przez bardzo wielu odmiennych od siebie bohaterów, a mimo to wielu z nich prędko wywołuje w nas dość jednoznaczne emocje. Nie chodzi jednak o to, by lubić każdą z postaci, lecz o to, by móc każdą z nich zrozumieć. By posiadały motywy i uczucia, które możemy z nimi dzielić oraz by te uczucia i motywy były różnorodne. Nie tyle więc liczy się wielość światów i postaci, co wielość samych narracji.

Chyba dlatego tak bardzo lubię książki, których bohaterowie sami i – nieraz zwracając się wprost do czytelnika – rozważają kwestie prawdy, kłamstwa oraz autorskiej kreacji. Nigdy też nie nudzą mnie ograne rozwiązania w rodzaju książki w książce, książki w książce w książce i tak dalej.

IMAG2418

Nostalgia

Nie ma czegoś takiego, jak obiektywna opowieść czy obiektywna relacja. Nawet przy wykorzystaniu tak dokładnego medium, jak taśma filmowa czy klisza fotograficzna, ręka, kierująca narzędziem należy do człowieka i wybiera ujęcie oraz kadr, pozostawiając resztę świata w ukryciu. I jeśli chcę, by książka opowiadała mi o świecie takim, jaki on jest, to nie oczekuję, że autor wyłoży mi swoją prawdę na stół; zamiast tego chcę, by przypominał mi ciągle o tym, że coś takiego, jak prawda nie istnieje i by pozostawiał we mnie niepewność. Można przecież mówić prawdę i wprowadzić tym kogoś w błąd oraz kłamać nie wypowiadając jednego nieprawdziwego słowa. Chcę, by opowieść oferowała tego rodzaju oszustwo i zostawiała przestrzeń dla decyzji, czy pragnę w nie uwierzyć.

Książka, którą chcę przeczytać nie musi być prawdziwa ale musi wiarygodna, tak bym mogła ją rozumieć i współodczuwać z bohaterami, a na końcu poczuję to uczucie najbliższe chyba nostalgii, gdy mam wrażenie, że przebyliśmy razem długą drogę i patrzę na ich wspomnienia z czułością podobną do tej, gdy przyglądam się własnym. Nie dlatego, że uwierzyłam w ich opowieści o magii, półbogach czy podróżach w czasie, lecz dlatego, że wierzę ich uczuciom.

IMAG2419

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: