Nie rozumiem, czemu tytuł filmu został przetłumaczony jako „Pentameron”, skoro w utworze zostają opowiedziane trzy historie, nie pięć, a ponadto oryginał, czyli „opowieść opowieści” czy też „opowieść nad opowieściami” dużo lepiej nazywa to, z czym widz będzie miał okazję się zapoznać. Już od pewnego czasu w dziedzinie filmu oraz książki widać rosnące zainteresowanie baśniami, lecz w moim odczuciu dopiero „Pentameron” był w stanie oddać temu gatunkowi sprawiedliwość.
Nie zrozumcie mnie źle, niektóre z nowoczesnych przedstawień są bardzo dobre, jak na przykład „Czarownica” (dziwnym zbiegiem okoliczności, wczoraj, tuż przed seansem „Pentameronu” miałam okazję wymieniać o niej uwagi za pośrednictwem messengera). Film opowiada historię złej królowej ze „Śpiącej Królewny” na nowo, z jej perspektywy; autor nie usprawiedliwia królowej ani nie wybiela jej, lecz poszerza naszą perspektywę i pokazuje, że istnieje wiele prawd. Z kolei reżyser „Królewny Śnieżki i Łowcy” próbuje nieco unowocześnić starą opowieść (np. film nie kończy się zamążpójściem królewny); reinterpretuje motywy i sytuacje, zapewne usiłując w ten sposób ułatwić odbiór widowni w dwudziestym pierwszym wieku. Niestety twórcy zdają się mieć problem ze zrozumieniem istoty baśni. By uprawdopodobnić dawne historie w oczach widzów, przedstawiają je w wersji bardziej mrocznej, pełnej krwi, czarnej magii i śmierci.
Tymczasem „Pentameron” jest klasyczną baśnią opowiedzianą w duchu Bruno Bettelheima. Zgadzam się z Łukaszem Adamskim, gdy mówi on, że Garrone „potrafi wzbudzić realne współczucie dla archetypicznych postaci”, uważam jednak, że nie ma racji, gdy pisze, iż reżyser – który pozwala nam na obcowanie z XVII oryginałem – nie „filtruje baśni poprzez nowoczesny kontekst”. Brzmi to tak, jakby przedstawianie baśni w ich prawdziwej formie było sprzeczne z ich aplikacją do nowoczesnego kontekstu. Wręcz przeciwnie: dopiero poprzez pokazanie historii takimi, jakie są, możliwe staje się ich prawdziwe zrozumienie (na poziomie emocjonalnym) i przełożenie na realnie otaczający nas świat.
Funkcją baśniowych czy mitologicznych opowieści jest pocieszenie: rzucają światło na to, co kryje się w mrokach podświadomości, a także w sposób symboliczny pokazują pomyślne rozwiązanie konfliktów wewnętrznych, zagrażających integralności naszego „ja”. Wszystkie trzy historie dotyczą uniwersalnych wyzwań, jakie spotykamy na drodze wczesnodziecięcego rozwoju.
Pierwszą z nich jest opowieść o nieszczęśliwej królowej, która od lat wraz z królem bezskutecznie stara się o dziecko. Dowiaduje się od mądrego wędrowca, że może zajść w ciążę jeśli zje serce morskiego potwora. Na misję wyrusza mąż królowej, lecz za spełnienie marzenia ukochanej płaci życiem. Ta jednak nie wydaje się przejęta, gdyż na świat przychodzi wyczekiwany syn. Jest on nie tylko dziedzicem tronu, ale i poddanym, księciem i królem jednocześnie.
Dalsza część baśni opowiada o dramatycznej walce dorastającego chłopca, który usiłuje przeciąć toksyczną więź i uniezależnić się od matki. Dopiero wtedy jego tożsamość stanie się spójna.
Interpretacja drugiej opowieści sprawiła mi trochę trudności i nie jestem do końca pewna, czy zrozumiałam ją tak, jak należy. Przedstawiono w niej losy dwóch starych sióstr bliźniaczek i chutliwego króla, który zakochuje się w jednej z nich, gdy ze szczytu wieży słyszy jej głos. Dostrzega jej zakapturzoną postać, widzi, jak chowa się w domu. Wie więc, gdzie mieszka, lecz nie ma pojęcia jak wygląda. Desperacko próbuje ją zdobyć, ona jednak boi się pokazać mu twarz.
Po wielu perypetiach i ingerencji wiedźmy, kobieta odzyskuje młodość, a następnie przyjmuje oświadczyny króla. Od tej pory ma mieszkać w zamku, i chociaż obiecuje siostrze dbać o nią i pomagać jej, ta nie jest w stanie tego zrozumieć. Nie chce odejść, co ostatecznie sprowadza na nią samą nieszczęście i wielkie cierpienie. Podczas gdy ona najbardziej na świecie kocha swoją siostrę, jej siostra najmocniej kocha siebie.
Trzecia baśń opowiada o królu, który mieszka wraz z córką na dalekim pustkowiu. Dziewczyna wkracza w okres dorastania i zabawy lalkami przestają ją interesować, za to coraz częściej wspomina o zamążpójściu. Ojciec jednak próbuje wypierać fakty. Zajmuje go głównie tresowanie pcheł.
W końcu jednak dociera do niego, że jego córka jest, niezaprzeczalnie, kobietą i organizuje konkurs zagadek, który ma pomóc znaleźć jej męża. Na nieszczęście dziewczyny wygrywa kandydat zupełnie nieprawdopodobny, wielki i nieokrzesany ogr. Decyzja jednak zapadła i król zmuszony jest oddać mu dziewczynę, tym samym skazując ją na życie w uwięzieniu, sam na sam z potworem. Lecz czy każdy kandydat na męża nie jest w oczach kochającego taty groźnym olbrzymem, usiłującym odebrać mu jedną z jego kobiet?
Ogr był brutalny i nieokrzesany, zabijał ludzi gołymi rękami. Nie sposób jednak było wątpić w szczerość jego uczuć. Nie można też jednoznacznie potępić króla. Z kolei kogo nie wzruszy cierpienie kobiety, która traci kontakt z dorastającym synem i zostaje skazana na wieczną samotność? Kto nie postąpił nigdy egoistycznie, jak jedna z sióstr, kto nigdy nie czuł gniewu, czy nie płakał z wielkiej zazdrości?
Garrone oddał ducha baśni, ponieważ nie osądzał jej bohaterów. Każdemu z nich dał prawo głosu, był też dość odważny, by pokazać świat, takim, jakim jest: jako miejsce, w którym nie ma czegoś takiego, jak prawda, a czułość wciąż miesza się z przemocą.
Byłem, bardzo fajny i ładny wizualnie film. Ale wydaje mi się, że trzeba chociaż liznąć pobieżnie o czym jest film (albo na podstawie czego). Cieszę się, że przed seansem przeczytałem jakąś recenzję owego filmiszcza, dlatego też nie czułem zdziwienia formą filmu (trzy przeplatające się historie) i doceniłem jego baśniową formę. Zdjęcia cudowne, historie również. Z każdej można wyciągnąć morał (jak to z baśni). Polecam 😉
PolubieniePolubienie