Gdy zaczynałam interesować się mitologią nordycką, gorączkowo przekopywałam biblioteczne katalogi i fora internetowe w poszukiwaniu źródeł. Na początku interesowały mnie głównie powieści, coś jak Parandowski tylko w wersji skandynawskiej. Teraz zbieram je głównie z ciekawości, a zbieranie nie jest szczególnie trudne czy kosztowne, ponieważ udało mi się natrafić zaledwie na kilka książek, z których tylko jedna wydaje mi się godna polecenia, do tego z wieloma zastrzeżeniami.
Do tej pory w języku polskim pojawiły się dwa tłumaczenia tekstów źródłowych (pisałam o nich w komentarzu do Kłótni Lokiego) oraz cztery sfabularyzowane ich wersje: „Heroje Północy” Jerzego Rosa, którą pożyczam wszystkim znajomym, zainteresowanym tematem, chociaż jest napisana w stylu baśni dla dzieci i trąci już myszką. Oprócz tego na swoich półkach mam również „Mitologię Germańską” Artura Szrejtera, „Mity Skandynawskie” Rafała Marciszewskiego, „Opowieści ze świata, którego nie było” Bereniki Rewickiej, zupełnie już skrócone, ocenzurowane oraz przeinaczone, jeśli nie wręcz nieprawdziwe, z czego wersja Bereniki Rewickiej jest chyba streszczeniem Rosa, a książka Rafała Marciszewskiego przypomina broszurę informacyjną w niestosownie poważnej, i twardej okładce. Tak naprawdę żadna z nich nie odpowiada potrzebom kogoś, kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat mitów północy, w formie, która byłaby przystępna, ale nie kosztem rzetelności.
Potrzebę tę odczułam dość wyraźnie w zeszłym roku, kiedy wspólnie ze Studenckim Klubem Islandzkim organizowałam cykl spotkań „Islandzkie opowieści dla dorosłych”. Chcieliśmy wprowadzić słuchaczy w świat mitów: na każdym ze spotkań chcieliśmy zaprezentować słuchaczom inną mitologiczną historię, a następnie omówić ją wspólnie. Lecz okazało się, że teksty źródłowe są zbyt archaiczne i zwięzłe, by wprowadzić gości w klimat opowieści, z kolei nowoczesne reinterpretacje zawierają za wiele uproszczeń, byśmy mogli na ich podstawie cokolwiek objaśnić. Dlatego zaczęłam pisać sama, opierając się na manuskryptach i naukowych opracowaniach. Ku mojej najwyższej radości, spotkały się z pozytywnym odbiorem.
Pisałam więc dalej, a z czasem w mojej głowie wykiełkował plan stworzenia całego zbioru opowiadań. I chociaż do jego ukończenia jest jeszcze daleko, a w szufladzie znajdują się głównie szkice, pomysły i ścinki, mam już kilka gotowych tekstów. Jeden z nich został nagrany w wersji audio, i stanowi rodzaj zwiastuna serii. Możecie zapoznać się z nim tutaj:
…A także zapoznać się z dwoma skróconymi historiami:
O wilku Fenrirze i dzieciach Lokiego
Obecnie trwają prace nad pełnowymiarowym słuchowiskiem niepublikowanej wcześniej, dłuższej wersji opowiadania „O wilku Fenrirze i dzieciach Lokiego”. Zamierzam też pisać dalej i obmyśliłam plan, na razie kolejne spotkania i tematy „Islandzkich opowieści…” wyznaczają ramy czasowe i rytm. Zdecydowałam się nazwać zbiór i w ogóle całe przedsięwzięcie „Edda Najmłodsza”; po części dla żartu, a po drugie dlatego, że ta nazwa dobrze opisuje moje założenia.
Kiedy Snorri pisał swoją Eddę, chciał stworzyć coś w rodzaju podręcznika dla skaldów. Próbował objaśnić niezrozumiałe wyrażenia dawnych wierszy i opowiedzieć historie, które kryły się za enigmatycznymi wersami w części już zapomnianych utworów. W tym celu zbierał dostępne mu materiały, fragmenty pieśni, a następnie układał je w narrację, po wielokroć cytując całe strofy. Sama robię podobnie, z taką jedynie różnicą, że ja przytaczam Snorriego, przytaczającego starsze źródła. Usiłuję w ten sposób uporządkować rozsypane motywy w logiczny ciąg zdarzeń, jednocześnie odejmując jak najmniej z oryginału. Do każdego z opowiadań robię risercz, tak, by jak najlepiej przekazywało ono znaczenia autentycznego mitu, który w swojej prawdziwej formie jest nieraz zbyt odległy w czasie, byśmy – czytając tłumaczenia bez odpowiedniego przygotowania – mogli je wszystkie z niego odczytać.
Mam nadzieję, że uda mi się spełnić moje marzenie i przywrócić opowieści dalekiej północy do życia.
Biorąc pod uwagę jak wspaniale czytało się (oraz słuchało na spotkaniach) twoich przekładów, gorąco Cię dopinguję. Wspaniale by było zobaczyć inne historię, tak dobrze napisane. 😉
PolubieniePolubienie
Muszę przyznać, że prezentowanie swoich opowiadań na spotkaniach wiązało się z dużym stresem. Wolałabym dać Wam same tłumaczenia, jednak trzeba byłoby chyba mieć zupełnie znerdziałą duszę, by czytać skondensowaną narrację w biblijnym stylu i współodczuwać z bohaterami, dlatego zostałam niejako zmuszona do pisania… Tym bardziej dziękuję za miłe słowa! 🙂
PolubieniePolubienie